facebook google twitter tumblr instagram linkedin
  • Start
  • Kategorie
    • Lifestyle
    • Fashion Diary
    • Beauty & Care
    • Podróże
    • Poradniki
    • Event
  • Serie
    • Basic
    • Long Hair Don't Care
  • Mapa podróży
  • O mnie
  • Kontakt

TEST


Każda z nas, kobietek, marzy o nieskazitelnie gładkiej skórze bez niespodzianek, wyrównanym kolorycie i bez efektu maski. Do zakrycia drobnych niedoskonałości wystarczy jedynie korektor, lecz co z większymi potrzebami? Z pomocą przychodzą kremy BB i CC, fluidy i ciężkie podkłady.
W czasie swojego długiego życia, zużyłam naprawdę małą ilość podkładów. Swoją przygodę zaczęłam od kremu BB z Under20, lecz ponad 3 lata temu zmieniłam go na kultowy Revlon Colorstay. Prawdę mówiąc wcale nie potrzebowałam, aż tak mocnego krycia, bo problemów z cerą nigdy nie miałam, wystarczyło zakryć drobne przebarwienia i wyrównać koloryt. Lecz jak wiadomo młode osoby lubią eksperymentować. Na szczęście umiejętnie się nim posługiwałam i krzywdy sobie nie zrobiłam.

Zmądrzałam rok temu i zaczęłam szukać lekkiego i dobrego kremu BB lub CC, jednak myślę, że wiele dziewczyn napotkało się z tym samym problemem co ja - wszystkie produkty były za ciemne. Zrezygnowałam i zaczęłam szukać normalnego podkładu, z nadzieją, że znajdę coś dla zimowych bladziochów. Chodziłam po sklepach i prosiłam o próbki i testery i kiedy już byłam na dobrej drodze okazało się, że w każdym możliwym sklepie HealthyMix (51) jest wyprzedany z powodu promocji.
Z nieba spadł mi Max Factor (a raczej dobra cena na promocji) w numerze 47. Jednak to nie było to. W zależności od dnia potrafił ciemnieć, lub co gorsza - stawał się pomarańczowy, ważył się albo szybko schodził z twarzy.
Wtedy przypadkiem wpadłam na bloga Alinki, gdzie przedstawiła najtańszy na rynku dobry podkład z polskiej firmy Celia. Z marką miałam do czynienia już wcześniej kupując pomadki, szminki i tusze.

△ Nude to podkłąd przeznaczony do cery tłustej, jednak moja to sucha ze skłonnościami do mieszanej w strefie T.

△W przeciwieństwie do wielu podkładów umieszczony jest w plastikowej tubce o pojemności 30 ml jak krem. Opakowanie jest trwałe, przeżyło podróże, upadki, a mimo to nigdy się nie otworzyło.

△W składzie ma silikony, które odpowiadają za satynowo-matowe wykończenie.

△Nie ma konsystencji typowego podkładu, nie jest ani lejący, ani nie można go porównać do gęstego CS. Zdecydowanie bardziej przypomina mus/krem.

△Udało mi się go dostać w osiedlowej drogerii za 9zł, jednak słyszałam, że można go było dostać w Biedronce za piątaka!

△Dostępny jest w 4 kolorach, gdzie numer 1 Ecru idealnie dopasował się do mojej zimowej i wiosennej karnacji.


△Aktualnie nakładam go gąbeczką, mat jest lżejszy, krycie mniejsze, ale można dołożyć drugą warstwę i wszystko wygląda idealnie. Wcześniej używałam pędzla flat top, a kiedy zależy mi na czasie używam palców.

△Jest to moje 3 opakowanie i z pewnością na tym się nie skończy :)

Myślę, że najłatwiej będzie mi przedstawić jego właściwości w postaci plusów i minusów.

PLUSY
✓ Krycie to zdecydowany atut tego produktu. Po pierwsze można je stopniować bez efektu maski, po drugie można się obejść bez korektora
✓ Nie wysusza, ani nie podkreśla suchych skórek
✓ Zdecydowanie lżejszy od Revlon CS, a jednocześnie daje porównywalny efekt
✓ Matuje na długo, a przypudrowany wytrzyma nawet całą imprezę
✓ Aby lepiej się trzymał twarzy najlepiej użyć gąbeczki i bazy
✓ Świetna gama kolorystyczna, pomimo tego, że jest tylko w 4 odcieniach. Żaden z kolorów nie posiada różowych tonów, więc są one idealne dla dziewczyn o ciepłej karnacji
✓ Dopasowuje się do karnacji
✓ Co najważniejsze - NIE CIEMNIEJE!

MINUSY
✗ Dostępność to niestety duża wada. Bardzo ciężko go dostać i najprędzej polecam go szukać w osiedlowych drogeriach lub na ich stronie internetowej
✗ Osadza się w załamaniach, a szczególnie w zmarszczkach mimicznych przy ustach
✗ Łatwo go zetrzeć w tłustych strefach
✗ Słyszałam, że może zapychać, jednak ja tego nie doświadczyłam
✗ Co ciekawe na mojej skórze przez pierwsze kilka godzin twarz wygląda idealnie, następnie mam okres 'zmęczonej buzi', a po powrocie ze szkoły znów jest wszystko dobrze :D


Pomimo kilku wad, moim zdaniem, nie dyskwalifikują one tego produktu. Myślę, że warto go spróbowć własnej skórze, zwłaszcza, że kosztuje naprawdę niewiele. Może to właśnie on stanie się waszym KWC?

Poniżej zdjęcia przedstawiające 1 warstwę + puder oraz wykończony makeup (konturowanie, róż)






Używałyście tego podkład?
Jakie macie opinie na jego temat?
Spróbujecie?
15:00 7 komentarze
Nie znam wielu osób, które na wakacje udają się w kierunku przeciwnym niż południowy-zachód. Po słonecznym i gorącym Rzymie, a następnie przyjaznym wszystkim ludziom Kostrzynie nad Odrą znalazłam się w stolicy Litwy. Razem z moim najlepszym podróżniczym kompanem, moim chłopakiem, po raz pierwszy odwiedziliśmy kraj północnego wschodu.






Straciłam poczucie czasu i pieniędzy i nawet nie pamiętam, kiedy zakupiliśmy bilety. Po tygodniowej przerwie od powrotu z Woodstocku w niedzielny poranek wyruszyliśmy na kieleckie UFO, gdzie czekał już na nas autokar Lux Express. Po niecałej trzygodzinnej podróży wysiedliśmy w Warszawie, w tym przypadku inaczej niż przy jeździe Polskim Busem, bo na stacji Metro Marymont. Następnego dnia o godzinie 4 już byliśmy na nogach. W wielkich miastach, w tym w Warszawie, cenię sobie to, że istnieje masa zarówno nocnych jak i dziennych autobusów, doskonałe połączenia niezależnie od godziny nawet metrem, co też pozwoliło nam na sprawny dojazd na Młociny. Przed godziną szóstą siedzieliśmy już na siedzeniach Polskiego Busa. Czas podróży: 9 godzin (zmiana strefy czasowej).


O 16 postawiliśmy pierwsze kroki na wileńskim dworcu autobusowym. Przywieźliśmy ze sobą z Polski dobrą, słoneczną pogodę. Otworzyliśmy mapę i z wypchanymi po brzegi plecakami ruszyliśmy w kierunku Ostrej Bramy. Przywitały nas masy polskich wycieczek, a nie japońskich jak w Rzymie. Ulicą wychodzącą spod bramy kierowaliśmy się do placu katedralnego, aby tam zaznać trochę spokoju i znaleźć miejsce, gdzie kupimy coś do przegryzienia. Spędziliśmy dzień w centrum miasta, a o 19 zaczęliśmy szukać naszej noclegowni. Tym razem nam się udało i dzięki serwisowi couchsurfing znaleźliśmy dziewczynę, która wraz ze swoim partnerem zgodzili się nas przenocować. Pomimo tego, że para była miła, to tak naprawdę nic poza tym. Wymieniliśmy z nimi kilka zdań, wydawali się wyjątkowo niechętni do dalszej rozmowy. Pokazali nam na mapce miejsca, które warto odwiedzić i zasiedli do swoich komputerów w osobnym pokoju. Rano przed siódmą, kiedy my jeszcze spaliśmy,  zachowywali się niewiarygodnie głośno, a w szczególności dziewczyna. Niemniej jednak, cieszyliśmy się z możliwości darmowego noclegu, niewielkie niedogodności nie przeszkadzały nam więc szczególnie.


Każdy dzień rozpoczynaliśmy od wyprawy do  hipermarketu znajdującego się uliczkę dalej. Bułka, jogurt i śniadanie mistrzów gotowe! Następnie ruszaliśmy w stronę ścisłego centrum oddalonego o 2 kilometry od mieszkania.


Ostra Brama to najbardziej charakterystyczne miejsce w stolicy Litwy. Naszą wycieczkę po mieście rozpoczęliśmy od przejścia pod nią. Znajdując się już po drugiej stronie bardzo łatwo zauważyć odmienność tej części. Poza licznymi kamiennicami, gdzie naprawdę zdecydowana większość jest zadbana, odnowiona i kolorowa, to co uliczkę znajdziemy tu kościół lub cerkiew zachowane w idealnym stanie.



Plac Katedralny wraz z klasycystyczną katedrą umieszczony jest w północnej części starego miasta, niedaleko rzeki. Z jednej strony można dojść do niego od Ostrej Bramy, z drugiej idąc główną ulicą Giedymino. Kościół różni się pod pozostałych w tej części miasta, nie ma w nim tak mocnych wpływów baroku i romantyzmu, jest za to jasny, przejrzysty, potężny, ale zarazem bardziej ciężki i surowy. Wejściowa strona nawiązuje wyglądem do rzymskiego panteonu. Tuż obok wejścia znajduje się wieża stanowiąca spójną całość z katedrą.
Na placu znajdziemy zarówno trochę cienia, jak i otwarte, równe i nasłonecznione płyty, które są oblegane przez młodzież na rolkach, deskorolkach, jak i tych grających frisbee.



Na północ od wejścia znajduje się Muzeum, a stojąc pod nim widok zasłoni nam wzgórze z ruinami zamku, na które obowiązkowo trzeba się wspiąć. Warto odwiedzić to miejsce o dwóch różnych porach: w trakcie dnia i przy zachodzie słońca. Już przed samym szczytem mamy możliwość podziwiania widoków. Z jednej strony widać nową część miasta pełną przeszkolonych budynków i blokowisk. Po przeciwległej stronie mamy widok na czerwone dachówki starego miasta oraz kopuły i wieże miejsc sakralnych.
Na ruinach dawnego zamku można zarówno siedzieć, jak i chodzić. Można także wdrapać się (za niewielką opłatą) kilkanaście schodków na basztę, aby móc podziwiać nieograniczony widok na stare i nowe miasto.

















Główna ulica Giedymino to długa, szeroka wstęga z kostek, po której obu stronach znajdują się sklepy, knajpki i restauracje. Oblewają ją wysokie, zadbane kamiennice, które nadają temu miejscu charakterystecznego wyglądu, przypominającego nieco Krakowskie Przedmieście w Warszawie. Podobno wieczorem wyłączają na niej ruch samochodowy, jednak ani razu tego nie dostrzegliśmy.


Główny rynek z centralnie umieszczonym klasycystycznym ratuszem znajduje się na ulicy dla pieszych pomiędzy Placem Katedralnym, a Ostrą Bramą. Jest to kolejny budynek, a przy okazji nie ostatni, który wyglądem nawiązuje do Panteonu. Dookoła znajduje się kilkanaście kawiarni i restauracji otoczonych zgrabnym, kolorowymi budynkami, w tym także mamy tu oznaczone tabliczką miejsce, które Wieszcz Narodowy opuścił i już nigdy nie wrócił.




Zdecydowaną większość obiektów odwiedzanych przez turystów stanowią miejsca sakralne. Należą do nich kościoły, cerkwie, synagogi i kienesy. Można je spotkać co krok. Każda z nich różni się od siebie. Kościoły przede wszystkim wywodzą się z baroku, co widać gołym okiem. Panuje w nich przepych, są zalane zdobieniami i złotem, a kolumny wykonane są z barwnego marmuru. Ciekawostką jest, że jeden z nich, a konkretnie kościół św. Kazimierza, po wielu latach od powstania, za sprawą władz radzieckich po drugiej wojnie światowej,stał się Muzeum Ateizmu z pomnikiem Lenina w głównej części kościoła, jednak teraz powrócił do swojego pierwotnego przeznaczenia.
Barwne cerkwie z przepięknymi ikonami nie towarzyszą nam tak często jak kościoły. Są to budynki, które zarówno z zewnętrznej strony, jak i wewnętrznej są bogate na inny sposób niż katolickie budynki, a także są bardzo kolorowe. Mniejszość stanowią kienesy, a także synagogi, których niegdyś w Wilnie było 100, dziś została tylko jedna, a w dodatku do żadnego z tych miejsc nie można wejść do środka. Pozostało nam jedynie podziwiać ich odmienność z zewnątrz.





























Będąc w temacie miejsc związanych z religią, warto także zajrzeć na Cmentarz na Rossie, gdzie pochowane jest serce Józefa Piłsudskiego oraz jego matka. Miejsce robi niesamowite wrażenie. Cmentarz jest wyjątkowo rozległy, umieszczony  w ciekawej lokalizacji, gdyż jedna część znajduje się zdecydowanie niżej. Będąc tam można poczuć magię. Cmentarz na Rossie podczas naszej wizyty świecił pustkami, prawie nikt się po nim nie kręci, szare nagrobki gaszą świeżozielony kolor traw i liści drzew, idealnie się komponując. Drobny deszcz, który nam towarzyszył (wyjątkowo! Na szczeście tylko kilka minut) sprawił, że szliśmy stale przed siebie odkrywając to coraz starsze nagrobki i groby rodzinne, niektóre już walące się i zniszczone, ale ciągle z zapalonymi zniczami.




Warto zajrzeć na Wileńskie Zarzecze zwane Użupis oddzielone od starej części miasta wąską rzeką Wilejką. Jest to niesamowicie urokliwe miejsce, dobre na mały odpoczynek w plenerze. Ciekawostką jest to, że Użupis ogłosiło swoją niepodległość, przyjmując nazwę ‘Republika Zarzecza’ i każą się traktować jak normalne państwo, jednak do tej pory nikt nie bierze tego na serio :)








Nową część miasta, znajdującą się za rzeką, odwiedziliśmy ostatniego dnia w celu znalezienia wileńskiej kienesy. Niestety ta również okazała się niedostępna dla turystów. Pomimo niewielkiej odległości od ścisłego centrum, zdecydowanie się różniła. Większość przestrzeni zajmowały domki i bloczki, nic nie znaczące dla historii czy dla podróżników, jednak z pewnością nie mniej urocze, zwłaszcza te drewniane i kolorowe.


Ostatnim punktem, który warto zobaczyć będąc na Litwie jest miasteczko Troki. Charakteryzuje się ono specyficzną i ciekawą lokalizacją. Jest to półwysep, oddalony od Wilna 28 kilometrów,  oblewany przez cztery jeziora. Wysiadając na dworcu autobusowym wystarczy podążać za tłumem, aby obrać właściwy kierunek i myślę, że wystarczy spełnić jedynie ten warunek, ponieważ nie da się tu zgubić. Główna ulica jest tylko jedna i prowadzi tam, gdzie wszyscy zmierzają, czyli do zamku. Lecz, aby dostać się tam dostać należy przejść na inną wyspę, a tam ponownie na kolejną :) Jeśli doskwiera wam wysoka temperatura warto obejść zamek i znaleźć spokojne miejsce z dostępem do jeziora (powolny spadek, bez uskoków) i zaznać spokoju w cieniu zanurzając nogi w chłodnej wodzie.
Wzdłuż wybrzeża na stałej części (półwysep) spotkamy całą masę stoisk i sklepików ze wszystkim, a także kawiarnie i restauracje. Można także skorzystać z rowerków wodnych bądź zaznać kąpieli w jeziorze. Oddalając się od zamku i lini brzegowej warto przejść się uliczką pełną karaimskich domków, które są szczególnie związane z tym miastem. Są one niemożliwie urocze i barwne, aż żal od nich odchodzić.















Jako, że Litwa  znajduje się w tej samej strefie klimatycznej co Polska, wiedzieliśmy czego się spodziewać, a ponieważ w sierpniu panowały wszędzie afrykańskie upały, to i tam nie było na co narzekać! Wilno to miasto w wyglądzie przypominające Warszawe, porównując tu zabudowę Starego Miasta. Zdziwiło mnie jednak, kiedy dowiedziałam się, że mieszka tu ponad 500 tysięcy ludzi.. podczas gdy ja myślałam że jest ich zapewne nie więcej niż w Kielcach (200 tys.) Wszystko za sprawą tego, że poruszaliśmy się po ścisłym centrum, a mimo to częstym widokiem na jego obrzeżach były  stare, zaniedbane, ale zamieszkiwane domki, niczym wyjęte z jakiejś wioski. To niestety obniżyło moją ocenę o tym mieście, niemniej jednak bardzo mi się tu spodobało. Nie ma co porównywać tego z naszą poprzednią wyprawą do Rzymu, tam było zupełnie co innego, w końcu odległość robi swoje (klimat, historia, architektura). Tutaj, chodząc między uliczkami Starego Miasta, czuliśmy się jak u siebie, jak w pomniejszonej Warszawie, z tą różnicą, że mniej słyszalny był tutaj język polski.


Podsumowanie
Za cały przejazd wydaliśmy łącznie 90 zł, z czego trasa Kielce-Warszawa-Kielce kosztowało nas aż 20zł! Czyli do Wilna i z powrotem dojechaliśmy za 70 zł :)
Nocleg zdobyliśmy dzięki serwisowi Couchsurfing. Było to moje pierwsze doświadczenie z tym serwisem i pomimo średnich wrażeń nadal planuję z niego korzystać.
Ponownie nie korzystaliśmy z transportu publicznego, wszędzie chodziliśmy pieszo, czyli tak jak lubimy. Straciliśmy dzięki temu kolejne centymetry i kilogramy :) W końcu ruch to zdrowie. (wyjątek stanowił półgodzinny dojazd busem do Trok i z powrotem, cena: niecałe 2 euro za stronę)
Ceny w Wilnie są porównywalne z tymi w Polsce, z tą różnicą, że płacimy w euro. Zdecydowanie tańsze są tutaj alkohole. Ponadto w zwykłym hipermarkecie mamy wybór większy niż w przeciętnym polskim sklepie, co jest u mnie na duży plus. Ogromne półki nie tylko z alkoholami, a także z nabiałem, pieczywem czy przyprawami.
Jeśli chcecie wybrać się na dobry obiad lub odwiedzić klimatyczną kawiarnię polecam wam skorzystać z aplikacji Forsquare. Nam się udało trafić w dobre miejsce bez niczyjej pomocy. Weszliśmy do lokalu gdzie trudno było zdobyć miejsce, a ceny w środku pozytywnie nas zaskoczyły. Polecam wam odwiedzić restauracje i knajpki, gdzie znajdziecie lokalne jedzenie. Na chybił-trafił wybraliśmy dodatek do naszych dań, czyli placków ziemniaczanych lub drugiego dnia - Zeppelinów.
Łącznie, na przeżycie i przyjemności wydaliśmy 25 euro

A na koniec specjalne trzy zdjęcia przedstawiające szczęście jakie dają nam wspólne podróże :)



Była to nasza kolejna podróż Polskim Busem za małe pieniądze i taki sposób na zwiedzanie świata wam polecam!
FANPAGE
INSTAGRAM
Czy kraje północnego wschodu dobry wybór na wakacje?
Biura podróży czy podróżowanie na własną rękę?
Odwiedziliście lub chcecie odwiedzić kiedyś Litwę?
11:53 2 komentarze
Nowsze posty
Starsze posty

O mnie




Hej, jestem Emilia, mam 21 lat. Na moim blogu znajdziesz wpisy o dotyczące urody, mody, a także podróży! Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i zostaniesz ze mną na dłużej xoxo .
Kontakt: miller.emilia0@gmail.com

Kategorie

RECENZJE basic event lifestyle long hair don't care moda podróże poradnik uroda

Archiwum

  • ►  2018 (15)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2017 (44)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (2)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2016 (45)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (1)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (3)
  • ▼  2015 (41)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ▼  września (2)
      • Podkład idealny - Celia Nude
      • 72h in Vilnius
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2014 (4)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)

Popularne posty

  • Nie czekaj, ruszaj w świat! Czyli poradnik taniego podróżowania
    Nie czekaj, ruszaj w świat! Czyli poradnik taniego podróżowania
  • Festiwal Kolorów w Kielcach - czyli świat w kolorach tęczy!
    Festiwal Kolorów w Kielcach - czyli świat w kolorach tęczy!
  • Makijaż w kolorach jesieni | ZŁOTO
    Makijaż w kolorach jesieni | ZŁOTO
  • INSTA BADDIE MAKEUP TUTORIAL
    INSTA BADDIE MAKEUP TUTORIAL
  • Claresa - lakiery hybrydowe
    Claresa - lakiery hybrydowe

Facebook

Created with by ThemeXpose