facebook google twitter tumblr instagram linkedin
  • Start
  • Kategorie
    • Lifestyle
    • Fashion Diary
    • Beauty & Care
    • Podróże
    • Poradniki
    • Event
  • Serie
    • Basic
    • Long Hair Don't Care
  • Mapa podróży
  • O mnie
  • Kontakt

TEST

Dzień, moment, chwila, w którym każdy jest szczęśliwym, kolorowym i beztroskim dzieckiem. Dla mnie to taki mały Woodstock, na który niestety nie udało mi się jeszcze ani razu pojechać (chociaż starałam się..). Taki mały Woodstock, gdzie nikt się niczym nie przejmuje, wszyscy chodzą kolorowi i szczęśliwi, dobrze się bawią, a dookoła… jest mnóstwo gimbusów XD
Czekałam na ten dzień od tygodnia. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się być na tego typu imprezie, co sprawiło, że ciekawość zżerała mnie jeszcze bardziej, jak to wszystko może wyglądać. Setki obejrzanych zdjęć i filmików nie dały mi całkowitego wyobrażenia. Relacje znajomych również wcale nie pomogły, a nawet jeszcze mocniej zachęciły do pojawienia się tam i przeżycia tego. Tak więc się stało, kupiliśmy proszki, niebieski i różowy, jednak uważam, że dycha za ‚proszek szczęścia’ to ciut za dużo, weszliśmy na dach i zobaczyliśmy masę gimbusów z kolorowymi twarzami. Na miejscu spotkałam masę znajomych, jednak na kilkanaście minut przed pierwszym wyrzutem odnalazłam Gejbi. Znajdowałam się wraz z Wojtkiem i nią w samym centrum. Oczywiście, nie ma chyba takiej osoby, która by wytrzymała do samego końca i nie wyrzuciła choć trochę prochów, tak więc każdy, nawet my, był już w kolorach. Po odliczeniu od trzech do jednego kolorowe proszki poleciały do góry, czyniąc wszystkich kolorowych jak tęcza, a nawet bardziej, skoro tęcza ma tylko 7 kolorów. Jest to moment najbardziej wyczekiwany, a przy okazji najbardziej widowiskowy, jednak nie koniecznie chciałam je oglądać od boku i robić zdjęcia. Wybrałam bycie kolorową. 


Proszek wyleciał w górę i zgodnie z prawem fizyki musiał opaść barwiąc wszystkich. Ale nikt nie przemyślał, tego, że proszek wpadnie także do oczu, nosa i ust. Ale cóż, było śmiesznie. Pył zaczął opadać, a my wydostaliśmy się z tłumu. Póki byliśmy jeszcze ładnie pokolorowani postanowiliśmy porobić zdjęcia.



  Rozumiem, że jest to bardzo dużo selfie, ale niestety nie mogłam się powstrzymać, a nie posiadając innych zdjęć nie miałam wyboru.


Zeszliśmy na sam dół galerii, usiedliśmy na murku przed nią, pożegnaliśmy się z G. i wróciliśmy z W. na drugi wyrzut proszków. Po całej (jeszcze nieskończonej, ale dla nas już tak) imprezie poszliśmy w stronę centrum miasta, gdzie przesiedzieliśmy już do 22 (no prawie). Kolorowi, uśmiechnięci, beztroscy i szczęśliwi. Ludzie, jak to zwykle przyglądali się, ale nie zauważyłam, żeby coś im sie nie podobało, raczej się uśmiechali, a nawet pytali (starsi) o co chodzi. Nie spotkaliśmy się również z niemiłymi komentarzami (ufff). Nie wiem, czy ktoś może sobie wyobrazić jakie to przyjemne dla mnie chodzić po mieście tak pomalowanym.. mały Woodstock.. 
Gdybym miała ocenić ten festiwal, myślę, że było to udane wyjście, może ze względu na dobrą zabawę i odpowiednie towarzystwo. Z pewnością nie poradziłabym sobie będąc tam sama, nie bawiłabym się tak dobrze, ani nie miałabym takich wspomnień i przeżyć. Wszystko okej, ale ta muzyka, ten rodzaj zabawy (skakanie góra-dół i machanie łapami) nie jest dla mnie. Co z tego, że na rockowo-metalowych koncertach jest podobnie, tylko muzyka w tle się różni.. Zwyczajnie nie potrafiłabym wytrzymać w takim gronie z muzyką elektroniczną dłużej niż pół godziny… Chociaż znaleźli się również ‚swoi’. 
Polecam każdemu taką imprezę, bo mimo wszystko przeżycia niesamowite i warte. 


Dzień jednak nie skończył się tak jak bym chciała. Co z tego, że było cudownie? świetnie? idealnie? lepiej być nie mogło? W takim razie może być gorzej i tak się porobiło, że w ciągu kilku sekund, podczas których dotarły do mnie słowa, mój humor się zwyczajnie zawalił. I do samego końca spotkania, może pół godziny, a może więcej, czułam się okropnie i ponuro. (Dzięki mamo, że potrafisz zniszczyć każdy dobry dzień)


A weźcie tu zmuście tego człowieka do uśmiechnięcia się i pokazania że jest szczęśliwy, no! 
Próba zakończona sukcesem!


Takim słodkim zdjęciem żegnam was i życzę dobrej nocki! :*
01:00 3 komentarze
Witajcie. Postanowiłam wykorzystać ostatnie dwa tygodnie wakacji jak najbardziej się da. Może to jednak zabrzmi nieco dziwnie, ale czekałam na choćby jeden chłodniejszy dzień, kiedy na dworze będzie pochmurno, w ręku będzie nam towarzyszyć parasolka, a ja włożę upragniony sweter, za którym tak bardzo się stęskniłam… Jednak niepotrzebnie.. Przyszły chłodniejsze dni i teraz żałuję, czego chciałam (czy mogę się obwiniać za spowodowanie złej pogody?). Wcale nie podoba mi się tak jak jest, zdecydowanie wolałam upały, których nie ma za wiele w naszej części świata-a przynajmniej moim zdaniem, krótkie spodenki i ogrzewające nas promienie słoneczne.. Na ogół jestem fanem wysokich temperatur, ciepłych krajów oraz wiosny i lata.. Ale jednocześnie nienawidzę monotonności i zapragnęłam głupiego swetra. Jednak mimo wszystko pogoda nie jest najważniejsza, a wręcz dodała uroku moim wyjściom do miasta ze znajomymi przez ostatnie dni (aww, więcej ocieplających przytulasów jest bardzo OK). Podczas sobotniego wyjścia ze Szczepanem ponownie odwiedziłam Ogrody Włoskie, które pierwszy raz miałam przyjemność zobaczyć dzień wcześniej z rodziną (czemu ja tam nigdy wcześniej nie trafiłam?). Nie jest to miejsce, które od razu powala na kolana, jednak należy do jednych z ładniejszych w naszym mieście.



Słowo się rzekło i zabraliśmy się za robienie zdjęć. Zabawa zaczęła się dopiero jak zapragnęliśmy wspólnego zdjęcia, wykluczając kolejne #selfie. Jak poradzić sobie bez statywu? Zawsze dam radę! Nie zdradzam tajemnicy co jeszcze wykorzystaliśmy poza samowyzwalaczem i murkiem do postawienia aparatu, ale zdjęcia wyszły na prawdę świetne, a miny ludzi którzy schronili się pod dachem muzeum podczas deszczu były bezcenne, kiedy widzieli jak ustawialiśmy aparat i robiliśmy zdjęcia z głupimi minami. Młodzi mogą, młodzi potrafią, kto zabroni? 

Ohoho, chyba zapomniałam wspomnieć, że moj kolega jest Plagowym Doktorem. Co prawda dopiero zaczyna, reszta stroju dopiero się tworzy (w tym między innymi kapelusz), a maska wykonana jest ręcznie (podziwiam zaangażowanie).




 Jak bardzo duże zainteresowanie tym wykazuje? Poza samym strojem i wielką strzykawką z dwoma igłami, które zawsze nosi przy sobie w skórzanej torbie ( :O ), interesuje się tym tematem również historycznie, w opowiadaniach i filmach, a także sam zaczyna coś tworzyć.

W niedzielę spotkałam się z kumplem z Krakowa. W poniedziałek przesiedziałam cały dzień z Wojtkiem i kompletnie zapomnieliśmy o potrzebie jedzenia czegokolwiek przez 8-10 godzin XD jednak i ten dzień zaliczę to bardzo udanych. Wtorek spędziłam z Kacprem i moim bratem, rozpoczynając dzień w kinie na filmie 'Lucy', a kończąc go nieustannie trwającym wieczorem z grami w karty (ah, młodzi hazardziści). Wróciłam do kawy, a może to kawa wróciła do mnie? 
Podsumowując zaliczam ostatnie dni do najbardziej udanych- i lepiej być nie mogło. 

Instalator
01:11 No komentarze
Doszłam do wniosku, że może jednak cos się tutaj znajdzie. Z powodu ujemnego wskaźnika kreatywności od ponad miesiąca nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a w tym także co napisać na blogu. Myślę, że na dobry początek DIY będzie całkiem OK wyjściem. Nie wymaga ani specjalnego rozpisywania się, ani nie zawiera za dużo tekstu (zwłaszcza z tym jest problem pisząc coś rano XD). Do dzieła!
Myślę, że kiedy już weszła moda nie tylko DIY, ale również na łapacze snów, wiele osób skorzysta-zwłaszcza, że dostałam pytanie od kilku osób jak to zrobić.
Potrzebujemy:
✅metalową bransoletkę (lub inny okrągły przedmiot)
✅mulinę
✅sznurek
✅piórka
✅koraliki
✅spinkę-wsuwkę
✅nożyczki (osobiście dla ułatwienia wykończenia miałam jeszcze kombinerki jubilerskie)
Przeglądając blogi na ten temat spotkałam się z różnymi wykonaniami łapaczów. Jedne były wykonane tak jak moje, czyli bardziej staranne i mniej 'naturalne'? Kolejne były wykonane na bazie z gałązki wierzbowej, a siateczka wewnątrz nie była pleciona, a oplątywana jak tylko się dało. Każdy miał swój urok, jednak wybrałam faworyta.
Na początek oplotłam bransoletkę muliną, w taki sposób, żeby się nie rozwiązała (jeśli oplatamy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, to supełki robimy w lewą stronę-tak jak w bransoletkach z muliny-supełki się wtedy będą blokować i nie ma opcji żeby się rozplotło). Inna wersja jest kiedy zamiast muliny używamy sznurka lub wstążki/tasiemki. Kiedy całe kółko będzie już oplecione zaczyna się największa zabawa.



 Siateczkę wyplata się w bardzo podobny sposób z tą różnicą, że nie robimy 'supełków' obok siebie tylko w równych odstępach, średnio na takiej wielkości bransoletki powinno wyjść ok 7-8 takich punktów. Kiedy jesteśmy już na ostatnim nie robimy go na obręczy, a rozpoczynamy na pierwszej nitce, tak żeby się lekko naciągnęła w stronę środka koła. Metodą prób i błędów myślę, że tak wychodzi najlepiej. I tym sposobem idąc dalej w tym samym kierunku, pleciemy aż do samego środka. Bardzo przydatna jest wtedy wsuwka, ktorą łatwiej wbić się z muliną/sznurkiem w coraz mniejsze oczka. Ważne, aby dobrać odpowiednią długość muliny/sznurka!



Ostatnią kwestią jest wykończenie, czyli piórka i koraliki. W moim przypadku były to 4 kawałki z muliny, w kolorze jakim oplotłam obręcz, zawieszone symetrycznie na dole łapacza. Na sznurkach umieściłam drewniane koraliki ze starej bransoletki i brązowe piórka. Jako tako że zajmuję się od dłuższego czasu tworzeniem tych niepotrzebnych przedmiotów posiadam specjalne kombinerki i malutkie pierścienie, które zacisnęłam na piórku i mulinie, ale nie problem zrobić również supełek.


Myślę, że opisałam to w miarę logicznie i uda wam się wykonać. Nie zrażajcie się, jeśli coś wam z początku nie wychodzi, spróbujcie może coś zmienić. Powodzenia!
Instagram
16:08 2 komentarze
Nowsze posty
Starsze posty

O mnie




Hej, jestem Emilia, mam 21 lat. Na moim blogu znajdziesz wpisy o dotyczące urody, mody, a także podróży! Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i zostaniesz ze mną na dłużej xoxo .
Kontakt: miller.emilia0@gmail.com

Kategorie

RECENZJE basic event lifestyle long hair don't care moda podróże poradnik uroda

Archiwum

  • ►  2018 (15)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2017 (44)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (2)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2016 (45)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (1)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (41)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2014 (4)
    • ▼  sierpnia (3)
      • Festiwal Kolorów w Kielcach - czyli świat w kolora...
      • The Plague Doctor
      • Początki bywają trudne - DIY łapacz snów
    • ►  lipca (1)

Popularne posty

  • Nie czekaj, ruszaj w świat! Czyli poradnik taniego podróżowania
    Nie czekaj, ruszaj w świat! Czyli poradnik taniego podróżowania
  • Festiwal Kolorów w Kielcach - czyli świat w kolorach tęczy!
    Festiwal Kolorów w Kielcach - czyli świat w kolorach tęczy!
  • Makijaż w kolorach jesieni | ZŁOTO
    Makijaż w kolorach jesieni | ZŁOTO
  • INSTA BADDIE MAKEUP TUTORIAL
    INSTA BADDIE MAKEUP TUTORIAL
  • Claresa - lakiery hybrydowe
    Claresa - lakiery hybrydowe

Facebook

Created with by ThemeXpose